poniedziałek, 23 marca 2015

Wojciech Zawadzki o fotografii Wojciecha Miatkowskiego

Fotografia jest dzisiaj wszechobecna. Decyduje o tym przede wszystkim łatwość pozyskiwania obrazu fotograficznego. A jednak to nieprawda. Niektóre fotografie wydają się zadawać kłam temu, na pozór oczywistemu, stwierdzeniu.
Są to fotografie, które, powstając w określonym miejscu i czasie, tworząc rodzaj „krzywego zwierciadła” (w szlachetnym tego słowa rozumieniu) i odbijając fragmenty rzeczywistości, przedłużają im egzystencję zgodnie z wyobraźnią, wrażliwością i refleksją ich autora. To on nadaje swoim, powstałym w ten sposób, obrazom charakter autonomiczny, każąc im niejako żyć własnym życiem.
Takie właśnie wydają się być fotografie Wojtka Miatkowskiego. Jakby istniały w nich dwie odrębne rzeczywistości, które spajają obrazy. Rzeczywistość rejestrowana i rzeczywistość wyimaginowana. Proste i skomplikowane zarazem. Proste, bo trudno się oprzeć ich estetyczności i pięknu, które autor nadaje im za pomocą wyczucia formy i umiejętności porządkowania elementów rzeczywistości za pomocą celownika swojej kamery. Skomplikowane zaś, bo każą się zastanawiać nad fantasmagorią plątaniny jasnych i ciemnych plam wydobywanych jakby w poszukiwaniu czegoś więcej niż tylko geometrycznego porządku, regulującego wygląd prostokąta papieru fotograficznego.
Wojtek Miatkowski za sprawą jakiejś jemu tylko znanej prawdy wydaje się prezentować nam swoisty mikrokosmos miejsc, odrywając obraz od ich potoczności, która towarzyszy widzeniu każdego z nas. Miejsc szczególnych, tętniących swoją własną energią odbieraną przez człowieka, który jest w stanie zapisać ją na materiale światłoczułym.
Sądzę, że Wojtek Miatkowski traktuje swoją fotografię jako próbę nieco mistycznego doświadczenia, którym pragnie podzielić się z odbiorcą, aby je zobiektywizować. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że fotografia traktowana w ten sposób jest sztuką fotografii.
Wojciech Zawadzki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz